Minimalizm – mój sposób na życie.

Nie lubię etykietowania i zamykania czegokolwiek w jakiekolwiek ramy. Nie znam dokładnej definicji minimalizmu i nie wiem czy aby na pewno mój sposób życia w pełni jej odpowiada. Coraz więcej jest go jednak w mojej codzienności a ja dzięki temu coraz lepiej się w niej odnajduję.
Zawsze lubiłam na wszelki wypadek mieć wszystkiego więcej. Tyle rzeczy wydawało mi się potrzebnych i niezbędnych. Do przesady lubiłam zakupy i uczucie, że z tyłu mojej głowy jest milion spraw, których muszę się podjąć. Przyszedł moment, w którym nadmiar przedmiotów w moim domu zaczął mnie drażnić. Zaczął męczyć mnie pośpiech, wieczne nadążanie za wszystkim i wszystkimi. Poczułam to czego nie lubię najbardziej – chaos. Przyszedł moment, w którym pomyślałam, że mam przecież tyle ile potrzebuje i nie trzeba już więcej. Mało tego, jest wokół mnie tyle przedmiotów z których tak naprawdę nie korzystam i które mnie nie cieszą.
Moja przygoda z minimalizmem zaczęła się standardowo. Przegląd szafy. Znalazłam odpowiedź na odwieczne pytanie – dlaczego nigdy nie mam się w co ubrać? To proste – było tego za dużo. Robiąc porządek w szafach, odkładając na bok ubrania, w których nie chodziłam od dwóch sezonów udało mi się odnaleźć te, które naprawdę lubię i w których czuję się dobrze. Pozbyłam się starych rzeczy sprzedając je za grosze lub oddając potrzebującym. Przeanalizowałam czego w mojej garderobie brakuje i dokupiłam nowe naprawdę niezbędne rzeczy. Szafa przestała pękać w szwach. Ja przestałam przed każdym wyjściem narzekać na to, że nie mam co na siebie włożyć. Podobnie rozprawiłam się z ubraniami pozostałych członków rodziny.
Przyszedł czas na kosmetyki i biżuterie. Nie macie pojęcia ile paletek cieni, eye linerów, rozpoczętych tuszy do rzęs nie używałam od miesięcy a gromadziłam i trzymałam w dużych wiklinowych koszyczkach tylko dlatego, że zamek od kosmetyczki już się nie dopinał. Pozbyłam się mazideł, które dawno poszły w odstawkę, zrobiłam listę potrzebnych mi kosmetyków i po dokonaniu analizy rynku dokupiłam te, które według mojej oceny będą dobrze mi służyły no i właśnie … będą służyły. Patrząc z niedowierzaniem na szkatułki, wieszaczki i kuferki na biżuterię uświadomiłam sobie, że zupełnie nie jestem typem sroczki, która lubi obwiesić się świecidełkami. Nie mogłam przypomnieć sobie kiedy ostatni raz miałam na sobie którąkolwiek z tych ozdób. Przecież na co dzień i od święta zakładam jedne, może dwie pary ulubionych kolczyków, łańcuszek, obrączkę i pierścionek zaręczynowy i w takim umajeniu czuję się najlepiej. Część zleżałej biżuterii wyrzuciłam, pozostałą oddałam komuś, kto z niej skorzysta. Podobnie wygląda sprawa z innymi przedmiotami w moim otoczeniu, których redukcja przyczyniła się do łatwiejszego zapanowania nad porządkiem.
Ludzie często kojarzą minimalizm z trudną sytuacją finansową i zaciskaniem pasa. Faktycznie niekiedy taki styl życia sprzyja oszczędności i pomaga kontrolować wydatki, ale myślę że chodzi tu bardziej o przewagę jakości nad ilością. Zdecydowanie wolę będąc na zakupach wybrać jedną droższą i porządniejszą parę butów niż dwie średniej jakości i odnosi się to do większości rzeczy, które kupuję.
Minimalizm to dla mnie przede wszystkim mniej otaczających mnie rzeczy, ale za to rzeczy które są mi przydatne i które naprawdę lubię. To mniej wyznaczonych sobie zadań, ale za to zadań, które robię z wielkim zapałem i zaangażowaniem, które przynoszą mi masę satysfakcji. To mniej produktów spożywczych w sklepowym wózku, ale za to te zdrowsze i smaczniejsze.
Minimalizm to oddalanie od siebie tego co nas hamuje, przytłacza i ciągnie w dół. To dobór odpowiednich osób, które mają dostęp do naszego życia. Oddalanie się od tego co nas smuci i ludzi, którzy to robią. To otaczanie się osobami, które dobrze nas traktują, z którymi możemy się głośno śmiać i zapominamy o tym co złe. Nie skreślam z listy moich znajomych czy przyjaciół kolejnych osób. Czas jednak pokazuje mi, którym naprawdę na mnie zależy, a którzy już dawno o mnie zapomnieli. Za tymi drugimi pomału przestaję tęsknić. Tych którzy są blisko kocham i doceniam. Po raz kolejny przekonuję się, że nie ilość a jakość jest najważniejsza.
Otaczamy się mnóstwem przedmiotów. Bez wielu z nich nie wyobrażam sobie życia, ale też żaden z nich nie kryje w sobie ważnej dla mnie historii. To wspomnienia, przeżycia i ludzie niosą ze sobą szczęście.
Jeśli Ty masz problem z zapanowaniem nad porządkiem wokół siebie. Jeśli przytłacza Cię ilość przedmiotów w Twoim otoczeniu. Jeśli czujesz, że zakupy stają się Twoim uzależnieniem a ilość spraw, które musisz załatwić pozbawia Cię energii do życia, może minimalizm jest również Twoją drogą?
Bardzo bardzo fajny i jakże życiowy post !:)
Super! Sama od kilku miesięcy staram się żyć w zgodzie z sobą a nie jak Ty to mówisz „etykietowaniem”. Też zaczęłam od szafy, przeszło na kosmetyki i resztę. Teraz mam i co na siebie włożyć, i więcej czasu dla siebie. Absolutnie nie zgadzam się z tym, że minimalizm to trudna sytuacja finansowa, wręcz przeciwnie. To świadomość tego, co kupujemy, by ograniczyć to do potrzebnego minimum.
Obserwuję, jestem pod wrażeniem dojrzałości! 😉
Pozdrawiam
Katarzyna Basara